piątek, 18 lipca 2014

Pragniesz zmiany?

Sama nie umiałam określić czy byłam bardziej zaskoczona, czy przerażona. Widziałam przed sobą magiczną istotę znaną mi tylko z opowieści czy filmów. A jednak lustro nie kłamało, naprawdę wyglądałam właśnie tak.
...
 To nie tak, że nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy. Byłam po prostu przekonana, że są to wymysły ludzi. Fantastyczne wytwory, by nadać trochę tajemniczości, stworzone dla rozrywki. Jednak może zacznijmy od początku. Dzień był całkowicie zwyczajny. Od rana miałam nogi, ręce... wyglądałam jak człowiek. Moje życie wydawało mi się całkowicie monotonne. Ale jako ta dwudziestojednolatka nie chciałam zawieść mojej rodziny. Wciąż mieszkałam z rodzicami, bo nie było mnie stać na własne mieszkanie. W ciągu tygodnia chodziłam na uczelnie, w weekendy zaś udawało mi się od czasu do czasu popracować. To jednak nie było życie, jakiego pragnęłam. Wcale nie chciałam studiować, zrobiłam to pod presją rodziny. Moim największym celem jest wyprowadzka, by nie czuć się jak w wojsku z rozkazami. Szybko jednak się nie wyniosłam. Szczerze mówiąc, czuję się jak robot i chyba całkowicie straciłam nadzieję na zadowalające życie. Dyktowane ruchy... Tak to właśnie ze mną jest, ale dość już o tym. Tego dnia nie pracowałam, mimo, że była sobota. Niestety oznaczało to mniej pieniędzy, których i tak nie udawało mi się odkładać. A jednak praca i ludzie, których w niej poznałam, sprawiali, że gdzieś uciekała ta monotonia. Nie miałam na dziś żadnych planów, dlatego, kiedy tylko rano się uszykowałam i zjadłam śniadanie, usiadłam przed laptopem. Po trzech godzinach wzięłam się za sprzątanie pokoju. Chciałam jakoś wykorzystać ten wolny czas, a i tak nie miałam co robić. Przez takie postanowienie, a raczej dzięki niemu, znalazłam za szafą starą książkę. Była to powieść o magicznych stworzeniach, takich jak elfy, wróżki, jednorożce czy smoki. Nie wyglądała jednak na taką kierowaną do dzieci, ale jej tematyka sprawiała, że nie miałam zamiaru czytać tego co znajdowało się za stroną z dedykacją. Za to ta jedna kartka przykuła moją uwagę.

 Z dedykacją dla tych, którzy pragną coś zmienić, którzy szukają w swoim życiu ekscytacji, jaką czuli jedynie jako dziecko. 

Musiałam przyznać, że tymi słowami autor zachęcił mnie do wgłębienia się w historię z magicznymi istotami. Jednak odłożyłam książkę na bok, przecież to, czym miałam się zająć, to było sprzątanie. Dzień zleciał mi właściwie dość szybko. Obiad, spacer, film. W końcu położyłam się spać. Zaś jak tylko się obudziłam, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że leże na podłodze. Mój kręgosłup bolał, ale nie dziwiło mnie to. Spokojnie podniosłam się, choć z lekkim trudem. Jednak, gdy tylko ujrzałam czarne łapy zamiast nóg, zamarłam. Okazało się, że nie tylko to jest czymś szokującym. Całe moje ciało pokryte było grubą, ciemną skórą. Moją pierwszą myślą było, że to pewnie sen, bo jak inaczej miałam to wyjaśnić? Postanowiłam położyć się na łóżku, by ponownie iść spać. To wydawało mi się najlepszym pomysłem, okazało się jednak, że nie bardzo. Po paru sekundach mebel się zarwał, a deski pod materacem popękały. Wyglądało na to, że moje ciało faktycznie było tak ciężkie jak czułam. Wstałam więc, a pazury, które jeszcze przed chwilą, jak mi się zdawało, były schowane, zaczęły rysować podłogę przy każdym stawianym kroku. Starałam się podejść do lustra, słysząc wciąż jak moje łapy uderzają o podłoże. Aż cud, że nikogo nie obudziłam. Zazwyczaj wstawałam ostatnia, ale dziś, pewnie przez odczuwany ból obudziłam się o wiele, wiele wcześniej. Wszyscy wciąż spali. Kiedy w końcu udało mi się osiągnąć to, co chciałam, o mało nie krzyknęłam. Jedyne co usłyszałam to dźwięk przypominający cichy ryk, który wydał się z moich ust, a raczej pyska. Tak, pyska. Duże nozdrza, wielkie, okrągłe ślepia, czarne stojące uszy, parę kolców. Rozchyliłam pysk, a moim oczom ukazały się zaostrzone zęby. Byłam... smokiem. Z paniką obróciłam się wokół własnej osi, a w lustrze dostrzegłam jeszcze dwa szczegóły. No cóż, może nie szczegół. Ogon zakończony jakby płetwą, choć bardziej urozmaiconą co do kształtu i skrzydła. Tak, złożone przylegały do moich pleców, znaczy grzbietu. To, co widziałam, wydawało mi się przerażające i w jakiś sposób urocze jednoczenie. Może to przez te wielkie oczy? Zdziwiło mnie jednak, gdy uszy zaczęły mi dziwnie drgać. Miałam wrażenie, że słyszę dość męczące piszczenie. Moja głowa szybko skierowała się w stronę okna. Ogarnęła mnie ogromna chęć znalezienia źródła tego dźwięku. Łapy jakby same skierowały mnie ku oknu. Jednak obrócenie klamki było niezwykle trudne. Nie posiadałam już kciuków, wiec wykonanie tego, co chciałam w tej chwili zrobić, mogłam przyrównać do otwierania butelki piwa bez otwieracza. Chyba, że znało się jakiś sposób. Wpadłam na pomysł by pomóc sobie drugą górną kończyną. I tak było to niezwykle ciężkie, ale po paru próbach nareszcie się udało. Niestety okno przy otwieraniu robiło straszny hałas. Bałam się, że ktoś wejdzie do pokoju, po zorientowaniu, że już nie śpię. Mimo, że wciąż byłam przekonana, iż to tylko sen, nie chciałam by mnie taką zobaczono. Nie uważałam się za coś obrzydliwego, również nie można mnie było przyrównać do smoczycy z bajki o ogrze i ośle. Mój wzrost osiągał jakieś dwa metry. Czyli tyle co niektórych ludzi, a przecież zdążają się i wyżsi. Pysk też był inny, nie podłużny, a niemalże okrągły. Choć jakby patrzeć od przodu, spłaszczony u góry. Naprawdę podobało mi się to stworzenie, jakim się stałam. Jednak byłam świadoma, że wciąż nie panuje nad swoim ciałem. Wysuwane pazury, czy kolce na grzbiecie robiły co chciały. Również ogon, który nie wiem jakim cudem, jeszcze niczego nie zepsuł. Odważyłam się otworzyć w końcu okno, które swym charakterystycznym skrzypnięciem na pewno zakomunikowało osobom, które już się obudziły, że wstałam z łóżka. Problem, że na nim nie spałam. Pokręciłam łbem. Przecież nie powinnam rozmyślać, tylko szybko stąd wyjść. Mieszkałam na piętrze, jednak pod oknem mojego pokoju był dach warsztatu samochodowego. Kiedy już stanęłam na zewnątrz, na parapecie, zwyczajnie skoczyłam. Dźwięk, który słyszałam, zdawał się coraz bardziej irytujący. Właśnie dlatego chciałam wznieść się w górę i jak najszybciej znaleźć coś lub kogoś, zwyczajnie właściciela tego piszczenia. Ale zamiast unieść się ku górze, spadłam. W efekcie czego wylądowałam brzuchem na dachu niższego budynku. Wydałam z siebie cichy jęk, o ile można było to tak nazwać. A słysząc, że ktoś wszedł do mojego pokoju, natychmiast się podniosłam, by następnie przylec grzbietem do ściany domu. Miałam nadzieję, że ta osoba nie wychyli się przez okno. Usłyszałam głos matki, która bezpodstawnie zaczęła na mnie wyzywać. Nic nowego. Jednak dzięki temu spostrzegłam, że mój słuch jest o wiele lepszy, jak samo jak ciało silniejsze. Przecież po upadku nic mi nie było. Moja rodzicielka w końcu opuściła należące do mnie pomieszczenie, a ja odetchnęłam z ulgą. Uszy jednak nie przestawały drgać. Tylko jak miałam rozłożyć skrzydła? Łapami próbowałam na siłę je pociągnąć, a jednak nie wiele to dało. Przecież ludzie wpadną w panikę widząc smoka dreptającego ulicą. Zresztą dźwięk, który nęcił moje uszy, dobiegał gdzieś z nieba. Jako, że patrzyłam w górę, zauważyłam, że coś mignęło między chmurami. Mógł to być samolot, jednak na tę wysokość wydawał mi się zbyt szybki. Kiedy zorientowałam się, że to, co dostrzegłam nie było maszyną, ogarnął mnie strach. Owszem, byłam smokiem, to jednak nie oznaczało, że inne będą w stosunku do mnie przyjaźnie nastawione. Z lekką paniką cofnęłam się znów pod ścianę, a wtedy zielony stwór wylądował przede mną. Całkowicie różnił się ode mnie wyglądem. Długie skrzydła, podłużny pysk... Zdecydowanie przypominał mi typowe smoki, jakie znałam z filmów.. Patrzył na mnie, jednak nie potrafiłam określić jaki miał do mnie stosunek. Pech niestety chciał, by ktoś znów wszedł do mojego pokoju. To całkowicie odwróciło moją uwagę od zaistniałego spotkania. Do moich uszu dotarł głos ojca. Zamarłam, widząc go stojącego przy oknie. Byłam przekonana, że na patrzy na tę postać z legend, ale na jego twarzy malował się spokój. Za moment zaś okno zwyczajnie zostało zamknięte. Czy to oznaczało, że nie zauważył tego smoka? To nie możliwe, w końcu był ode mnie dużo większy. A może ludzie nie potrafią ich zobaczyć? Znaczy nas. A może po prostu nie wszyscy? Nie rozumiałam wielu rzeczy. Niestety, nie miałam czasu nad nimi rozmyślać. Przede mną wciąż stał przybyły gość, a ja nie potrafiłam określić czy jest wrogiem, czy przyjacielem. Zrobiłam parę kroków w jego stronę, a za moment leżałam na brzuchu. Sprawnym ruchem jego ogon zaczepił o moje nogi, w efekcie czego straciłam równowagę. Wpatrywał się we mnie. Wstałam. Widząc to, ponowił swój 'atak'. Uparcie znów się podniosłam, by za moment ponownie upaść. Nie rozumiałam, czy on się nade mną znęca? A może to go bawiło? Zerknęłam w górę, jednak nie ryzykując kolejnym upadkiem, nie podniosłam się. Zielony smok swoimi przednimi łapami uderzył o dach. Wtedy zrozumiałam. Wstałam, tym razem jednak pozostawiając wszystkie cztery łapy na podłożu. Nie wiem czemu, wydał mi się wyraźnie zadowolony. Zrobiłam parę kroków. Faktycznie, takie poruszanie się było łatwiejsze, mniej męczące i o wiele wygodniejsze. Czy on próbował mnie uczyć? A przynajmniej pomóc. Nie było więc, chyba sensu nazywać go wrogiem. Potrząsnęłam łbem, a nim się zorientowałam, nowy kolega wydał z siebie cichy ryk i wzniósł się ku górze. Zaczął odlatywać, z racji czego chciałam go zawołać. Oczywiście zamiast 'czekaj' dało się słyszeć jedynie ryk. A jednak to poskutkowało, bo smok zatrzymał się w powietrzu i spojrzał na mnie. Zrezygnowany wylądował znów przede mną. Choć ciekawi mnie, jakim cudem zaczęłam dostrzegać u niego emocje. Zabawne, miałam wrażenie jakbym zyskała starszego brata. Miłe uczucie. Nagle poczułam ciężar na swoim łbie. Zielone stworzenie położyło na nim swoją łapę, jakby chciało zwrócić moją uwagę. Spojrzałam, więc na niego. Ruchem głowy wskazał bym ruszyła za nim. Nie zgłosiłam sprzeciwu, jednak myślałam, że znów rozłoży skrzydła. Zamiast tego zeskoczył za warsztat. Zrobiłam to samo, jednak nie spojrzałam gdzie spadnę. Przez to wylądowałam na grzbiecie nowego przyjaciela. Z rozbawieniem zerknął na mnie, po czym usiadł, w efekcie czego zsunęłam się po jego ogonie na piach. Kiedy się podniosłam dostrzegłam patyk w pysku smoczego brata. Widząc, że patrzę zaczął coś rysować na piasku. Poczekałam cierpliwie, aż skończy by następnie dostrzec, że wcale nie rysował, a pisał. Choć nieco koślawie, ale nic dziwnego. 'Rigi'. Zupełnie nie rozumiałam, co oznacza to słowo. Chyba zorientował się, że nie rozumiem, bo wskazał łapą na swoja osobę, a następnie łbem na litery. Wyglądało, że to jego imię. Chciałam przeczytać je na głos, jednak z mojego pyska wydobyło się coś jakby "waga". Tylko zachrypianym i smoczym głosem. Właściwie ciężko opisać to słowami. Mój towarzysz pokręcił łbem, by następnie wręczyć mi patyk. Prawdopodobnie oczekiwał, bym i ja się przedstawiła. Zrobiłam to w ten sam sposób co on. Jednak Rigi natychmiastowo starł moje imię ogonem. Spojrzałam na niego z niezadowoleniem, bo napisanie tego było dość trudne, gdy nie miało się rąk. O czym przecież na pewno dobrze wiedział. Jednak ignorując mój wściekły wzrok, pozbawił mnie patyka, by znów zacząć kreślić nim po piasku. Tym razem moim oczom ukazały się inne litery. 'Kani' Przechyliłam łeb zerkając na niego pytająco. Wskazał na mnie łapą. Czyżby tak miało brzmieć moje nowe imię? Więc to dlatego? W końcu nie byłam już człowiekiem. Ryknęłam niepewnie, być dać znak, że się zgadzam. Nie mam pojęcia, jakim cudem zrozumiał. Może to tak naturalnie? Co do imienia, podobało mi się, pasowało. Ale czy wszystkie smoki miały je tak krótkie? Rigi orientując się, że przyjęłam jego pomysł, zaczął trzepotać skrzydłami niczym ptak. Obserwowałam go z uwagą, jakby robił coś niezwykle interesującego. Cóż, pierwszy raz widziałam coś takiego. Wskazał po chwili na mnie, a ja zerknęłam na swoje skrzydła. Starałam się w jakiś sposób wyobrazić sobie, że się wznoszę. To jednak nie pomogło. Jak powinnam się za to zabrać? Poruszyłam każdą łapą, nawet ogon udało mi się powoli zacząć kontrolować. Zamknęłam oczy, biorąc głębszy wdech. Wcześniej nie miałam skrzydeł, więc poruszanie nimi naturalnie jak rękoma czy nogami nie było takie proste. Ale skoro z ogonem dałam radę... Poruszyłam ramionami, a następnie dodatki, dzięki którym miałam latać, drgnęły. Swoją drogą, kiedy tylko Rigi przyleciał, piszczenie ustało. Czyżby to on je wydawał? Może to jakiś sposób wołania? W końcu momentalnie chciałam ruszyć w jego kierunku. Dlatego się tu zjawił? Bo nie przyleciałam? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Jednak teraz miałam zacząć latać. A tu nie działała magia wyobraźni czy inne tego typu zjawisko. Tak jak człowiek uczy się chodzić, tak wyglądało na to, że ja muszę nauczyć się latać. Jednak czy to nie będzie trwało za długo? Spróbowałam znów, i znów, i znów. Czułam się, jakbym próbowała odzyskać władzę w nodze, która zdrętwiała przy niewygodnym siedzeniu. Śmieszne, bo czułam ekscytację. Zawsze marzyłam, by móc być bliżej nieba. Pragnęłam, by niczym ptak wzbić się ku niemu. Teraz było to możliwe, jednak pośpiech nic tu nie da. Na szczęście w końcu udało mi się rozłożyć skrzydła, przez co z nieopisaną radością spojrzałam na smoczego brata. Wyglądało, że cierpliwie czekał, co było naprawdę miłe. Chyba dobrze wiedział, iż to mój początek. Ciekawe czy on był kiedyś człowiekiem? I czy istnieją inne smoki? Zielony przyjaciel szturchnął mnie szpiczastym ogonem z racji, że znów odpłynęłam myślami. Poruszyłam już rozłożonymi skrzydłami i ryknęłam z zadowoleniem. Wiedziałam jednak, że muszę nimi poruszać szybciej i mocniej machać, by polecieć. Próbowałam. Nie wiem, ile czasu minęło, ale w końcu osiągnęłam zamierzony efekt. Rigi, który już od dłuższego czasu leżał obserwując, podniósł się i radośnie potrząsnął łbem. Sam wzniósł się nad ziemią, a potem wyżej i wyżej. Spróbowałam podążyć za nim, jednak nieco spanikowałam, widząc wysokość na jakiej się znajdowaliśmy. Smok z lękiem wysokości? To raczej dziwne. Choć to był raczej strach spowodowany niestabilnym lotem. Wciąż przecież się uczyłam. Ciekawe czy tak czują się ptaki podczas pierwszej próby latania. Na szczęście fakt, że mój towarzysz znajdował się tuż obok, zdecydowanie podnosił mnie na duchu. Leciał obok, jakby zapewniał, że jest gotów pomóc w każdej chwili. Wznieśliśmy się jeszcze wyżej, by w końcu znaleźć się wśród chmur. Z podekscytowaniem im się przyglądałam, przecież zawsze o tym marzyłam. Nie miałam pojęcia dokąd zmierzamy, jednak nie wydawało mi się to wielce istotne. Bardziej fascynowała mnie wolność jaką odczuwałam. Rigi ryknął, na co mu odpowiedziałam. Zawsze byłam dość cichą osobą, a ludzie często nie słyszeli, co mówiłam. Ciężko więc było mi przywyknąć do wydawania z siebie tak głośnych dźwięków. Jego odzew jednak nie był zaczepką, chciał bym spojrzała przed siebie, a może się przygotowała? Moje ślepia powiększyły się zdecydowanie, gdy zza puchatego obłoku zaczęły wyłaniać się latające stworzenia. Było ich mnóstwo, a ja nie mogłam oderwać wzroku. Pierwszy raz w życiu widziałam coś tak niesamowitego. Duże, małe, czerwone, niebieskie... Nie potrafię opisać swojego zachwytu. Smoki latały w kole, prawie jak mewy nad ławicą ryb. Rigi ryknął i wleciał w krąg, dołączając zapewne do swoich towarzyszy. Wahałam się chwile, ale teraz byłam jednym z nich. Podążyłam więc za zielonym przyjacielem. Towarzysze latający obok mnie, wydawali mi się jeszcze bardziej ekscytujący niż z daleka. Przelecieliśmy dwa okręgi, gdy nagle wszyscy wzlecieli z ukosa w dół. Nieco zdezorientowana ruszyłam za nimi jak szybko tylko potrafiłam. Moje skrzydła wciąż jednak były zbyt słabe, więc wyleciałam na sam koniec. Nadążałam jednak. Czułam jak wiatr muska całą moją skórę, mimo, że była całkiem gruba. Słońce przygrzewa czarne ciało. Uczucie jakie mnie ogarniało było nie do opisania. Zakochałam się w tym. Wydaje mi się, że smoki lecące na przodzie zwiększały prędkość, bo coraz trudniej było mi nadążyć. W końcu wszystkie wykonały gwałtowny wzlot w dół. Nie miałam nawet pojęcia, gdzie jesteśmy, ale podążanie za nimi wydawało mi się naprawdę dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że Rigi wzleciał na tył jakby miał zamiar mnie pilnować. To miło z jego strony, zwłaszcza, że ta sytuacja sprawiała, iż wciąż byłam niepewna. A nawet coraz bardziej się gubiłam. Dopiero w tym momencie dostrzegłam, ten przyjemny dla uszy dźwięk. Ruchy skrzydeł tylu smoków naprawdę wytwarzały przyjemny dźwięk. Taki sam, choć o wiele cichszy, słyszałam, gdy leciałam razem z nowym bratem. Bycie smokiem naprawdę było niesamowite. To sprawiało, że zupełnie nie miałam ochoty wracać. Ale... Zatrzymałam się nagle, przez co mój opiekun zrobił to samo. Zaryczał ostrzegająco, jakby mnie ponaglał, a może pytał co się stało. Tylko czy ja naprawdę chciałam porzucić swoje prawdziwe życie? To, co się teraz działo nie było snem. Nie wiem, czy odzyskam swoją ludzką postać, ani w jaki sposób stałam się tym magicznym stworzeniem. Ale czy powinnam porzucić tych ludzi? Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Bałam się, że przez to będą się martwić. Popatrzyłam chwilę w oczy przyjaciela, wyrażały zrozumienie. Naszło mnie uczucie, że nie powinnam tego robić, nie powinnam wracać. Nie byłam pewna co robić, spuściłam jednak łeb i z niepewnością szybko dogoniłam odlatujące smoki. Sama chciałam zmienić coś w moim życiu. Pragnęłam uciec od tego zepsutego świata i od monotonii. Powinnam była się spodziewać, że będzie trzeba coś poświęcić. To samolubne, wiem... Ale chce żyć własnym, pełnym ekscytacji życiem, a nie tym, co ciągnie mnie w dół i doprowadza do śmierci. Zwłaszcza tej psychicznej. Nim się zorientowałam, zamiast chmur wokół były skaliste ściany. Lecieliśmy tunelem, choć nie za dużym, bo większe smoki musiały lecieć jedno za drugim, mniejsze zaś ostrożnie mogły wędrować parami. Obok mnie był niebieski. Troszkę zabawny z wyglądu, z okrągłym łbem, dużymi tylnymi łapami i mniejszymi przednimi, prawie jak u T-Rexa. Ślepia też miał nie za duże. Zerkał na mnie, radośnie poruszając łbem. Wydaje mi się, że próbował poprawić mi humor. Odpowiedziałam mu więc radosnym ryknięciem. Do 'rozmowy' wtrącił się też mój opiekun, który leciał za nami jako ostatni. Miałam pojęcie, że mógłby znaleźć się przy tych z przodu, byłam jednak wdzięczna, że dla mnie postanowił z tego zrezygnować. W końcu po długim locie, niemal w ciemnościach, zaczęłam dostrzegać światło. Zmrużyłam więc oczy, by za moment otworzyć je tak szeroko jak przy odkryciu mojej zmiany. Takie miejsce jak to, które właśnie ujrzałam mogłabym fotografować całe życie w kółko i w kółko. Roślinność, niemal jak w dżungli, jednak z większą przestrzenią między drzewami. Staw tuż przy wylocie z tunelu. Więcej smoków, które wyglądały jakby się wspólnie ze sobą bawiły. Oczywiście nie wszystkie. Jedne jadły owoce, inne spały. Byłam zauroczona. Jednak zastanawiało mnie, jakim cudem żaden człowiek nie odkrył tego miejsca. Towarzysze z którymi tu przyleciałam, zaczęli się rozlatywać, postanowiłam więc wylądować. Miejsca było pełno, zresztą kto wie co było dalej? Przecież widziałam tylko skrawek tej przepięknej krainy. Zaraz obok mnie pojawił się i Rigi, a także niebieski smok, który leciał wcześniej obok mnie. Przedstawił się. Jego imię brzmiało. 'Gu'. To tylko dwie litery, a jednak idealnie pasowało do tej postaci. Ja pierwszy raz mogłam przedstawić się moim smoczym imieniem, z którego byłam naprawdę zadowolona. Godzina nie była tu istotna, ani to, co powinno się w danej chwili robić. Smoki żyły tu i dbały o siebie jednocześnie. Mną zaciekawiły się dwa czerwone maluchy, które bardzo polubiły podróżowanie na moim grzbiecie, a przecież umiały nawet latać. Kto wie, może nawet lepiej ode mnie? Dane mi było poznać też imiona innych smoków, a z każdą chwilą spędzoną w ich towarzystwie rozumiałam, co oznaczają ich ruchy, spojrzenia czy ryki. Jednak czułam się winna. Chciałam tu zostać, a jednak... co z moim domem? Rodziną? Ludźmi, którzy mnie znali? Kiedy zaczęło robić się ciemno, Rigi dał znak bym ruszyła za nim. Przeprosiłam więc bawiące się ze mną smocze dzieci i ruszyłam za przyjacielem. Znów lecieliśmy tunelem. Tym razem jednak tylko w dwójkę. Kiedy dotarliśmy do miasta, była już noc. Zatrzymaliśmy się na dachu warsztatu mojego domu. Tam, gdzie się poznaliśmy. W moim pokoju paliło się światło, zajrzałam więc przez szybę okna do środka. Moja mama siedziała na łóżku, jednak nie widziałam jej twarzy, z racji, że była tyłem. Stanęłam z powrotem przed smoczym bratem. Delikatnym ruchem łba wskazał na mnie, a kiedy ja spojrzałam na swoje łapy... jedna wciąż była czarna, druga zaś była już zwykłą ludzką dłonią. Zaskoczona spojrzałam na kolegę, jego wzrok wyrażał spokój, a jednak było w nich też coś czego nie potrafiłam odczytać. Czy on dawał mi wybór? Mogłam wrócić do dawnego życia jak robot, do męki, a jednak sprawić, że rodzina mogła żyć spokojnie. Ale to czego pragnęłam, nie było tam tego. Całe dwadzieścia lat starałam się dopasować, działać tak jak inni chcą bym działała. Kierować się ich zdaniem, byle by tylko nie sprawić, że się na mnie zawiodą. Teraz czułam się wolna. Mimo, że było to dla mnie niezwykle trudnym wyborem, postanowiłam podążać za tym, czego ja potrzebuje i pragnę. Dotknęłam Rigiego smoczą kończyną, by za moment znów być pokryta na całym ciele czarną, grubą skórą. Ryknął cicho i wskazał łbem na okno. Wzniosłam się więc, by dosięgnąć i zerknęłam do środka. Mojego pokoju nie było. Zamiast niego był gabinet, w którym mój ojciec siedział przy komputerze i coś pisał. Do pokoju weszła matka, całkowicie spokojna, zaczęli o czymś rozmawiać. Wtedy zrozumiałam. Rigi usunął moje istnienie jako człowieka. Ucieszyłam się. Chciałam, by Ci ludzie żyli w szczęściu. Kochałam ich, znaczyli dla mnie wiele, dlatego pragnęłam, by nie martwili się moim zniknięciem. Teraz mogłam w spokoju odlecieć, żyć pełnią życia. Bawić się, latać, jeść, spać, opiekować maluchami. Robić to, o czym marzyłam. Resztę życia spędzić z odzyskanym szczęściem jako smok.
...
Minęło mnóstwo czasu. Nauczyłam się latać naprawdę szybko. Maluchy podrosły i uwielbiały się ze mną ścigać. Rigi wciąż traktował mnie jak młodszą siostrę, a Gu codziennie spędzał ze mną mnóstwo czasu. A ja w końcu zapamiętałam mnóstwo dróg. Jak te nad jezioro, czy do dawnego domu. Życie nabrało innego tempa, a jednak wciąż lubiłam lecieć do swojej ludzkiej rodziny, by przez moment pooglądać ich przez zamknięte okno. Wyglądało na to, że i inni ludzie, którzy mnie znali, zapomnieli o moim istnieniu. Co naprawdę mnie uspokoiło. Wydałam z siebie głośny ryk rozpoczynając kolejne wyścigi. Byłam ciekawa wciąż tylko jednego, co nigdy się nie wyjaśniło. Czy to dzięki znalezionej tamtego dnia książce wszystko się tak zmieniło?

2 komentarze:

  1. Cudne *^* Uwielbiam fantasy i cieszę się , że napisałaś coś innego niż opowiadania yaoi ^^ Mam nadzieję , że w przyszłości pojawią się jeszcze jakieś inne opka tego typu ;D

    OdpowiedzUsuń