piątek, 18 lipca 2014

Depression - Rozdział II

Przychodzi w życiu ludzi taki czas, że muszą umrzeć. Jednak czasem nie tyle co muszą, a chcą. Tylko, że zazwyczaj to dzieje się o wiele wcześniej niż śmierć naturalna. Niektórzy twierdzą, że to tchórzostwo, inni, że, by odejść, trzeba mieć odwagę. Jak to więc jest? Niestety wątpię, by kiedykolwiek ustalono, która wersja jest poprawna. W końcu to zależy od podejścia człowieka. A jak jest ze mną? Owszem, miałem ochotę umrzeć, pragnę tego. Nigdy jednak nie zastanawiałem się, czy to strach czy odwaga. Zwyczajnie pożądałem odczuć spokój. Może inaczej... chciałem istnieć jako ten ja, ale wiedziałem, że innego życia niż mam, nie dostanę. Chyba, że po oddaniu ducha, bo wierzę, że odradzamy się na nowo. Nie wyobrażam sobie nie istnieć po śmierci. Kiedy Yamai Ishida przestanie egzystować... Może po prostu źle dobrano mnie do tego wszystkiego. Może nie ja powinienem pojawić się w tym ciele. Z czasem zacząłem więcej myśleć o odebraniu sobie życia. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, bo skąd? Nie chwaliłem się tym za bardzo. Właściwie w ogóle nie byłem zbyt rozmowny i wylewny. Nikt by nie zrozumiał. To nie tak, że zakładam z góry... Znam swoją rodzinę. Pewnie, mam dwójkę przyjaciół, jednak co dała by rozmowa? Ulgę? Nie potrzebowałem jej. A może otrzymałbym pocieszenie? Ale po co? Kiedyś usłyszałem od Hiro, że jest mu przykro. Tak, bo on jest szczęśliwy, a ja się tak męczę. Myślałem, że się załamię. Nie chcę, by tak się czuł. Powinien cieszyć się swoim życiem… Marudzenie więc, akurat jemu, zdawało się najgorszym pomysłem. Moje życie zdawało mi się tak bardzo bez znaczenia. Nie doceniony, poniżany, wykorzystywany, a wymagano ode mnie najlepszego... Tak właśnie się czułem. Zacząłem rozmyślać nad sposobem, w jaki popełnić samobójstwo. Czułem się coraz bardziej osamotniony. Zdarzały się chwile, w których nie wiedziałem, co robić. Nie miałem na nic ochoty, nic nie sprawiało mi przyjemności. Aż pewnego dnia, podczas siedzenia w internecie, na jednej ze stron przeglądarki wyskoczyła reklama. Nie żeby to było coś zaskakującego, bo wszędzie było ich pełno. A jednak ta mnie zaciekawiła. Czemu? Przedstawiała czat, w którym można stworzyć swoją postać i rozmawiać z innymi. Sam nie wiem czemu naprawdę miałem ochotę to sprawdzić. Z początku zaciekawiony pobrałem to ustrojstwo na laptopa. Później włączyłem i tu zaczęła się przygoda. Za otrzymane przy rejestracji monety można było ubrać swoją postać, wybrać jej fryzurę i różne dodatki, bardziej zbędne niż przydatne. Ale takie bajery wydawały się fajne. Katana, kocie uszy... Można było znaleźć chyba wszystko. Z każdym dniem otrzymywało się pewną ilość obowiązującej waluty, by można było upiększać swoją postać, bądź zmieniać jej styl. Kiedy moja po rejestracji była już gotowa na tyle ile miałem możliwość ją przygotować, usadowiłem ją w jednym z pokoi. Każde 'pomieszczenie' było inaczej urządzone. Kluby, salony, zamki, ogrody, parki, zdarzały się też takie, których nie dało się określić jednym słowem. Całkowicie puchate i przeróżowione. Pokoje były podzielone również przez przedziały wiekowe, tak by dzieci nie wcinały się starszym, pokoje erotyczne, czy dla ludzi z konkretną orientacją. Przez pierwsze piętnaście minut krążyłem po pomieszczeniu starając się ogarnąć sens wszystkiego, co znajdowało się przede mną na ekranie urządzenia elektronicznego, jakim był laptop. Co prawda powodem był też fakt, że nie miałem pojęcia jak kogoś zagadać. W końcu przeniosłem się gdzie indziej i usiadłem obok jakiegoś chłopaka. Skąd wiedziałem, że nie kobiety? Wydawało mi się logiczne, że faceci mają postaci męskie, a dziewczyny - żeńskie. Żadnych koto-ludzi, jaszczurów czy innych wydziwów tam nie było. Po dłuższym czasie zastanowienia wystukałem niepewnie na klawiaturze "Cześć, co słychać?". Rozmowa z ludźmi zawsze szła mi dość ciężko, zwłaszcza z nieznajomymi. Dlatego też minęła kolejna chwila, gdy w końcu zdecydowałem się na ruch i wcisnąłem Enter. Nie musiałem długo czekać, a nad główką jego postaci ukazało się, że zarządzający postacią się produkuje. Trochę się zawiodłem, gdy ujrzałem jedynie "a nudzę się." Oczywiście jego odpowiedz nie była zaskakująca i wydawała się taka bardziej na "odczep się". Ale jak na pierwszy raz raczej nie powinienem oczekiwać więcej. Kontynuowałem jednak rozmowę, nie chciałem od razu odpuszczać. I nie żałuję. W przeciwieństwie do pierwszej chwili, wydawał się bardzo sympatyczny. Dowiedziałem się, że jest dwa lata starszy, mieszka dość daleko ode mnie, a jego imię to Kikuchi. Wyglądało na to, że również mnie polubił, bo umówiliśmy się na następny dzień. Od tamtej pory jedyne, co miałem ochotę robić, to wchodzić na tego czata i z nim rozmawiać. Przez to czas, który spędzałem przed laptopem, bardzo się wydłużył. Bywało, że pisałem z nim całe dnie, by potem jeszcze maniaczyć w nocy. Nie minęło pół miesiąca, a pewnego dnia przedstawił mi swojego przyjaciela z miasta. Aki, bo tak miał na imię, mimo, że wydawał się trzymać dystans, zdecydowanie nie olewał mnie, gdy siedzieliśmy w trójkę. Właściwie uznałem go za dość ciekawą osobę...Wydawał się dość tajemniczy, zawsze jednak ochoczo prowadził ze mną rozmowę. Nawet jeżeli nie było Kikuchiego, był troskliwy i wyrozumiały. Zdarzyło się, że raz po kłótni mojej matki z ojczymem wyżaliłem się mu. Nie celowo, nie zamierzałem. Raczej nikomu nie mówiłem o tym, co złości i dołuje mnie w mojej rodzinie. Zrobiłem to z impulsu. Wytłumaczyłem się jednak, że nie potrzebuje żadnego choćby komentarza. A jednak od tamtego czasu zaczął mnie rozpieszczać. Nie, że ugłaskiwać i takie tam. Ale, gdy tylko widział, że mi źle, przypomniał, że przecież mogę mu o wszystkim powiedzieć, a ja wtedy wyrzucałem z siebie cały swój dzienny żal. Jednak Aki wciąż pozostawał tylko przyjacielem Kikuchiego, bo to z nim byłem 'bliżej'. Byliśmy niemal jak para. Nawet postanowił do mnie przyjechać, udało mi się też porozmawiać z nim przez telefon, dzięki czemu byłem naprawdę szczęśliwy. Choć powodem był pewnie również fakt, że tego dnia moja rodzina wyglądała autentycznie jak w filmach czy opowieściach. Wspólny wypad do wesołego miasteczka był zaskakujący i sprawił, że przez moment pomyślałem o poprawie mojego losu. Ta radość jednak zniknęła już na następny dzień. Co do chłopaków, jeżeli mam być szczery, obu bardzo lubiłem. A fakt, że cała nasza trojka była biseksualna, pozwalał, bym jednego z nich lubił nawet w głębszy sposób. Jednak nie myślałem o tym do tego stopnia. Dla mnie oboje byli równie ważni. Niestety, przecież nic nie trwa wiecznie, prawda? Dlatego i w moim przypadku musiało się to stać. Co konkretniej? Wszystko zaczęło się psuć. Powoli, by z czasem nagromadziło się tego tylko więcej i więcej. W końcu to moje życie. Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Kiku miał przyjechać. Wiem, co to za znajomość, jeżeli jest przez internet, ale jeżeli się taką rozwinie to już coś zaczyna znaczyć, prawda? Z podekscytowaniem, niczym pięcioletnie dziecko czekałem, aż da mi znać, że jest już w moim mieście. Niemal jak dziewczyna miałem nawet problemy z doborem ubioru. Z początku mnie to bawiło, później zacząłem czuć się głupio. Kiedy w końcu nadszedł wyczekiwany przeze mnie moment, wyszedłem z domu. Nie miałem pojęcia jakiej marki, ani koloru samochodu wypatrywać. Co do jego przyjazdu, sugerowałem się jedynie sms'ami, które mi przysyłał z mniej lub bardziej konkretnym opisem gdzie jest. Na wiadomość, z nazwą ulicy, która była już dość niedaleko mojej, serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce niebezpiecznie drżeć. Bałem się, a jednocześnie chciałem by już tu był. Co powie, gdy mnie zobaczy? Jak powinienem się przywitać? Jak się zachować? Miałem mnóstwo pytań bez odpowiedzi, co tylko pobudzało moje zestresowane zachowanie. Późniejsza wiadomość sprawiła, że zacząłem nerwowo przygryzać wargę, twierdził, że jest na ulicy obok, niestety nie byłem pewien czy na tej po prawej od mojej, czy po lewej. Nazw nie miałem zapamiętanych. Może dlatego, że, gdy wychodzę z domu to zawsze gdzieś daleko? Unikam szlajającej się u mnie pijanej i agresywnej młodzieży bez ambicji. Mimo wszystko postanowiłem go poszukać. Nie chciałem, by musiał na mnie czekać. Zdołałem zrobić parę kroków, a dostałem kolejną wiadomość. Zdziwiłem się jednak, bo tym razem była ona od Akiego. Na mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie zmieszane ze strachem. Treść przekazywała, bym szybko włączył komunikator na komputerze. Ignorując całkowicie to, co miałem zrobić niemalże biegiem cofnąłem się do mieszkania. Natychmiast wbiegłem po schodach do domu, do pokoju, który dzieliłem z rodzeństwem. Odpaliłem laptop i zrobiłem to, o co prosił mnie Aki. Byłem przekonany, że coś się stało. Tak dawała mi do zrozumienia treść wiadomości. W biegu jakoś udało mi się napisać do Kikuchiego, że muszę szybko wrócić do domu. Dziwnie milczał. Nie minęła chwila, a już widziałem przed sobą okienko z rozmową.
Ja: Jestem. 
Aki: Yamai powiem Ci coś, ale obiecaj, że nic sobie nie zrobisz.
Jeżeli mam być szczery, to całkowicie zbiło mnie z tropu, bo wyszło na to, że chodzi o mnie. Rozumiałem jego troskę, w końcu potrafiłem okaleczać się dla rozładowania emocji. Obiecałem mu, a to co chwilę później przeczytałem wbiło mnie w krzesło. Nie czułem złości, ani podłamania, a jednak mnie perfidnie oszukano. Aki wyznał, że Kikuchi wcale nie jest tym, za kogo się podaje. Jego płeć, wiek i parę innych informacji było kłamstwem. Tak naprawdę była to dziewczyna o imieniu Kimiko. A jej wiek, cóż była tylko o rok ode mnie starsza. Oczywiście czy była kobietą czy mężczyzną nie miało dla mnie znaczenia. Człowiek to człowiek. Ale, poczułem się skrzywdzony i sponiewierany. Zaraz dowiedziałem się również, że to nie z nią, a z Akim rozmawiałem przez telefon. Przeprosił mnie, tłumacząc, że o wszystkim wiedział, ale nie mógł dłużej tego ciągnąć. Nie czułem do niego żalu, w końcu ona była jego przyjaciółką. Było mi przykro i głupio, ale to tyle. Jednak nie mogłem tak tego zostawić. Ta dziewczyna powinna sama mi się wytłumaczyć. A jednak mój telefon milczał. Zastanawiałem się czy to był koniec znajomości? Zaraz jednak olśniło mnie. Przecież przyjechała... tu jednak Aki wyprowadził mnie z błędu. Ona wcale nie posiadała prawa jazdy. Co oznaczało oczywiście, że wcale nie ma jej w moim mieście, a ja zostałem wrobiony. To było dla mnie już całkowicie nie zrozumiałe. Bo jaki ta osoba miała w tym cel? Czy moje życie naprawdę musi tak wyglądać? Odezwała się jednak. Przeprosiła. To może było moją głupotą, ale wybaczyłem jej. Naprawdę myślała, że odtrącę ja ze względu na płeć. Była jednak dla mnie ważna, była moją przyjaciółką. Chciałem poznać ją na nowo. A może po prostu nie chciałem być sam? To bardziej prawdopodobne, mimo, że raczej odtrącałem od siebie ludzi. Nasz kontakt jednak z czasem zaczął tracić na znaczeniu. I to nie z mojej strony. Bolało, upominałem się. Jednak to co zawsze słyszałem, to przeprosiny, które po paru razach straciły na znaczeniu. Wtedy Aki stał się moim oparciem. Już nie był jedynie przyjacielem Kiku, czy tam Kimiko. W jedną noc naprawdę szczerze porozmawialiśmy. To wtedy kazał mi obiecać, bym nigdy więcej się nie okaleczał. Przyrzekłem, prosiłem jednak by on w zamian zawsze był przy mnie. Tak, był to desperacki krok. Ale nie chciałem znów być sam. To zdawało się gorsze niż piekło i sama śmierć, której mimo wszystko się bałem. Powiedział też, że przyjedzie, choć nie pokładałem w tym dużych nadziei. Spędziłem na dworcu parę godzin. Po co? By usłyszeć od Kimi, że ten, który nie przyjechał, zatrzymał jeden z pociągów, narobił kłopotów. Nie wiedziałem, ile w tym prawdy. Czy to jedna z kolejnych wymówek ludzi, czy może jednak powinienem zaufać temu człowiekowi? Parę dni nie miałem z nim kontaktu, podobno skonfiskowano mu telefon. Byłem niespokojny. Nie wiem, jakim cudem nawet pozwoliłem sobie na łzy w rozmowie telefonicznej z jego przyjaciółką. W końcu odezwał się. Zapomniałem o całej sprawie z przyjazdem, mimo, że przeprosił. Nie oczekiwałem nic w tym guście ani też nie podejmowałem na nowo tematu. Może to ze strachu? Nadeszły wakacje. Odpoczynek, słońce, wyjazd. Na szczęście wciąż miałem możliwość kontaktować się z nim. Wtedy popełniłem swój największy błąd, choć nie byłem tego świadom. Jednego wieczoru śmiało przyznałem, że go kocham. Czy było to prawdą? Oczywiście, czułem coś takiego pierwszy raz. Ogarniające mnie szczęście przy każdej rozmowie. Z początku myślałem, że to tylko podziw, ekscytacja i wdzięczność za 'uratowanie życia.' Jednak na myśl, że miałby zniknąć, że miałby kogoś sobie znaleźć, bolało mnie serce. Byłem głupi. Chciałem z nim być, nie obchodziła mnie odległość, ani fakt, że miną wieki nim choć raz go przy sobie ujrzę. Był osobą, której byłbym gotów oddać ciało, mimo, że na samą myśl o dotyku kogokolwiek zawsze czułem wstręt. Powiedział, że również mnie kocha. Ile było w tym prawdy? Być może wcale. Na następny dzień zwyczajnie nie dał znaku życia. Nie podejrzewałem, że powodem było moje wyznanie, raczej myślałem, że coś się stało. Wakacje się skończyły, zaczął się nowy rok szkolny. W przeciągu tego czasu, po tygodniu od 'zniknięcia' otrzymałem jednak wiadomość, że pozmieniał wszystkie numery, a także krótki dopisek "Trzymaj się". Nie dawało mi to spokoju. Co takiego zrobiłem? Czym zawiniłem? Na cokolwiek nie spojrzałem, wszystko przypominało mi o jego osobie. Ciągle o nim myślałem, cierpiałem. Złamał obietnicę, a ja swoją wciąż dotrzymywałem. Miałem nadzieję, że wróci. Gdyby to zrobił, wybaczyłbym bez zastanowienia. Może jedynie zażądał logicznych wyjaśnień, ale pragnąłem by znów był przy mnie. Czułem się zagubiony. Choć wtedy był przy mnie Hiro. Wspierał mnie, a ja pozwoliłem sobie na łzy. Pierwszy raz od dawna w czyimś towarzystwie. Byłem podłamany, wciąż jednak zgodnie z obietnicą nie okaleczałem się, choć zacząłem więcej zwierzać się Hiroshiemu. Nie wiem, ile czasu minęło, dla mnie o wiele, wiele za dużo, ale w końcu postanowiłem coś z tym zrobić. Czemu mnie zostawił? Co takiego zrobiłem? Czym go uraziłem? Miał mnie dość? Te i inne pytania wciąż kłębiły się w mojej głowie. Przestałem nawet spać spokojnie. Z początku budziłem się w nocy co godzinę, później zacząłem zasypiać coraz później, w efekcie czego zasypiałem do szkoły. A to skutkowało problemami z frekwencją i ocenami. Jednak ile czasu miałem tak pozwalać sobie na takie zachowanie? Znalazłem sposób, poprosiłem Kiku by dała mi do niego numer. Niestety nie telefonu, ale mogłem się z nim skontaktować przez komunikator internetowy. Napisałem więc. Wystarczyło, że odpisał, na samo "cześć', a już wiedziałem, że straciłem wszystko. I było to całkowitą prawdą. Był niemiły, chamski i arogancki. Zupełne przeciwieństwo tego, jakiego go znałem. Być może robił to specjalnie albo naprawdę miał mnie dość? Postanowiłem oszczędzić sobie pytań typu 'co słychać' czy 'co u Ciebie'. Chciałem przejść do sedna, poznać prawdę. Jednak, jakbym robił podchody, zapytałem czy może mi na coś odpowiedzieć. Zgodził się, jednak wiedząc, że mnie to zaboli, dodał, bym się pospieszył. Nie chciał dać czekać dziewczynie, która siedziała rzekomo na jego kolanach. Kolejne kłamstwo? A może prawda? Nie skomentowałem tego. Przełknąłem jedynie nową, nie wiadomo czy prawdziwą, a jednak bolesną informację i przeszedłem do rzeczy. Widziałem, że nie ma najmniejszej ochoty ze mną rozmawiać, a przynajmniej dawał mi to jasno do zrozumienia. Obiecałem dać mu spokój, jeżeli tylko wyjaśni, dlaczego postanowił zniknąć. Być może pożałowałem tego pytania, właściwie to na pewno. Odpowiedz była krótka, ale wyjątkowo uderzyła w moje serce jak wielki twardy kamień. 'Bo mnie kochałeś'. Nie mogłem zaprzeczyć. Chciałem, by ta osoba do końca życia była przy mnie. Pożegnałem się, a następnie pozbyłem wszystkiego, co było z nim związane. Listy, rozmowy w archiwum, numery i inne rzeczy. Jedyne, co mi pozostało, to wspomnienia. Długi czas nie kaleczyłem się, chcąc dotrzymać obietnicy, mimo, że on swoją złamał. Jednak problemy zaczęły się na nowo, a ja odczułem słabość. Zmądrzałem jednak w końcu. Nie byłem już sam, choć czasem odczuwałem samotność. Nie chciałem, by to, co zrobił Aki, by to, że uratował mnie od śmierci, poszło na marne. Przez myśl wiele razy przechodziło mi, że powodem była także moja wylewność w stosunku do niego. Gdybym tyle mu się nie zwierzał, naturalne, że mógł mieć tego dość. Jednakże, nigdy się już tego nie dowiem. To był pierwszy raz, gdy kochałem tak głęboko i szczerze. Niestety, moje problemy ze snem nie zniknęły, stały się częścią mojego życia. Jednak mimo to udało mi się wstawać o przyzwoitej godzinie, w efekcie czego często spałem... często śpię krótko. Minął rok, drugi, trzeci. Zmieniłem się, a jednak w tej kwestii wciąż jestem taki sam. Nie potrafię go nienawidzić. Dla mnie był jak ideał. Wciąż kocham tylko tę jedną osobę, która skradła moje serce. Ludzie, którzy wyznają mi uczucia, nie widzę w tym sensu. Nic nie czuję, mam wrażenie, że to puste. Jakby było gdyby Aki wrócił? Wybaczyłbym mu? Czy w ogóle potrafiłbym się z nim zobaczyć? Spojrzeć w twarz? Porozmawiać? Czasem o tym myślę. Wciąż gdzieś mam nadzieję, że niczym w mandze ponownie nasze światy się zetkną. Na ten czas jedno jest pewne. Wciąż boje się być samotny.

1 komentarz:

  1. Czyżby wyszło na to, że jestem pierwsza z komentarzem? O.O Szok normalnie

    Huh... smutne to było. Naprawdę smutne. Trochę nie wiem, czego mam oczekiwać dalej. Aż nie mogę tego sensownie skomentować. Nie wiem, czego oczekiwać po kolejnym rozdziale, dlatego nie mogę się go doczekać ♥ Mam nadzieję, że Ishida się jakoś ogarnie, zbierze w całość i będzie w stanie pokochać kogoś innego :3

    Weny życzę! Przy okazji u mnie było kilka zawirowań ostatnimi czasy. Znaleźć mnie teraz można na http://dary-losu.blogspot.com , gdzie serdecznie zapraszam :3

    ~Ayami

    OdpowiedzUsuń