niedziela, 27 lipca 2014

Parasolka - Rozdział II

Nowe miasto nie było tak przerażające, jak z początku myślałem. Szybko udało mi się zaaklimatyzować.. Bardzo się ucieszyłem, gdy wyszło, że dostałem się na swoją wymarzoną uczelnię. Jeżeli chodziło o właściciela, pożyczonej jeszcze w liceum, parasolki, nie zapomniałem o nim. Nie było dnia, bym o nim nie myślał. Również jego własność, wciąż się jej nie pozbyłem. Pewnie było to naiwne, ale wierzyłem, że go spotkam. Że wyznam mu, iż się zakochałem. Nawet jeżeli miałby mnie wyśmiać albo okrzyczeć czy wyzwać, chciałem by wiedział. Chciałem być szczery. Mimo to wciąż nie znałem jego imienia, nie wiedziałem o nim nic. Tak, to chore, byłem tego świadom. A jednak tego dnia oddałem mu swoje serce. Niech je cholera odda! Nigdy nie wierzyłem, że coś takiego może zdążyć się naprawdę, a już na pewno nie, że mi. Wciąż pamiętam jego łagodny głos i złote oczy. No i uśmiech. Mruknąłem cicho, gdy poczułem, że ktoś mnie szturcha. Podniosłem głowę z ławki i przetarłem rękawem ślinę. Zdaje się, że zasnąłem. I to na wykładach. Zerknąłem na przyjaciela siedzącego z boku.
- Stary co Ty robiłeś w nocy?
- Więc naprawdę zasnąłem? - Ostatnio się nie wysypiam, kiedy mogę staram się pracować.
- Wykończysz się - tak, może to prawda. I jestem mu wdzięczny za troskę, ale starałem się jakoś zapełnić każdą wolną chwilę, by nie myśleć. Miałem wrażenie, że stałem się psychopatą. Kumple śmieją się, że czekam na powrót anioła, czyli właścicielki parasolki. Problem, że to chłopak. Uważają, że to szczeniacka miłostka i powinienem znaleźć sobie dziewczynę, ja jednak unikam randek jak pioruna. Nie raz próbowano mnie zaciągnąć na nie siłą. Ja jednak wierze, że moja miłość nie jest bezsensowna. Rok studencki zaczął się miesiąc temu, a ja już zaprzyjaźniłem się z brunetem po mojej prawej stronie. Naprawdę świetny z niego człowiek. Niegdyś jego dziewczyna zginęła na motorze, jednak pogodził się z tym. Jest ode mnie rok starszy. Nie umawia się, na razie postawił wszystko na swoją edukację, tak jak ja. Choć w mojej głowie wciąż jest pewny osobnik. Przeciągnąłem się, zerkając w notatki chłopaka. Oho, trochę straciłem, ale wiedziałem, że Kei bez problemu mi je pożyczy. Więc jak można zauważyć, dni mijały, a ja nawet nie próbowałem zmienić swojego toku myślenia. A to, co dostrzegłem następnego dnia...
...
- Aaa!
- Co?!
- Zapomniałem portfela.
- Czy to naprawdę powód żeby się drzeć? Pożyczę Ci kasę, a jutro mi oddasz.
- Jesteś wielki!
Z ogromnym zadowoleniem udałem się do automatu z napojami. Kei szedł zaraz za mną, chociaż to on miał pieniądze. Zatrzymałem się jednak parę kroków od swojego celu. No może z pięć. Dlaczego? Pod moje nogi poturlała się puszka. Podniosłem ją, a za moment ujrzałem zbliżający się cień. Podniosłem więc wzrok, a oczy momentalnie rozszerzyły się z powodu szoku.
- Dzięki, wypadło mi. - usłyszałem znajomy mi głos, a także zobaczyłem pełen radości uśmiech. Chłopak wziął ode mnie swoją własność, kładąc ją na górę jedzenia i napojów, jakie trzymał drugą ręką. Raczej sam by tego nie zjadł. Podejrzewam, że zaoferował się kupić od razu też coś swoim przyjaciołom. Stałem jak wryty. Podziękował i po woli się oddalił.
Kei pomachał mi ręką przed twarzą, abym powrócił do żywych.
- Ziemia do Rina, Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Ten chłopak!
- A... on? Jest żywy. Słyszałem dziś rano, że chodzi z nami na wykłady. Jego siostra była w szpitalu, dlatego dopiero teraz zaczął uczęszczać na zajęcia.
- To mój anioł. – wydusiłem, czując jak zasycha mi w gardle.
- Wiesz, właśnie powiedziałeś coś naprawdę dziwnego. - mimo, że Kei patrzył na mnie spokojnie, to miał racje.
- Widziałeś jego buty?! Były zaczepiste. - krzyknąłem z entuzjazmem, na co ten zrezygnowany westchnął.
- Jednak trzeba się przyzwyczaić, że jesteś dziwny. - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Byłem dziwny, nie zaprzeczę. Ale ten chłopak, to naprawdę był mój anioł. Osoba, której wyczekiwałem tyle czasu. Czyżby moje modły zostały wysłuchane? Do tego był na tej samej uczelni i na tym samym kierunku, co ja. Czy mogło być piękniej? Niestety, wyglądało na to, że zupełnie mnie nie pamiętał. Ale czemu miałby? Przecież pożyczył mi jedynie parasolkę, a potem zniknął bez słowa na tyle czasu. Czy nigdy nie zastanawiał się nad tym, że będę chciał zwrócić mu jego własność? Miałem wiele pytań. Jednak i tak miałem niezmiernie poważny problem. Jak powinienem z nim porozmawiać? Przecież nie mogę po prostu podejść i powiedzieć, że dwa lata temu pożyczył mi parasolkę, a ja wciąż czekałem, by ją oddać. Najprawdopodobniej w reakcji odszedłby bez słowa. Albo dodatkowo nazwał dziwakiem. Westchnąłem zrezygnowany.
...
Minęło kolejnych parę dni, a ja nie posunąłem się do przodu ani na krok. Co jednak zaskakujące, moją uwagę przykuł fakt, że znajomy mi chłopak pomiędzy zajęciami zawsze siedzi sam. Trzymał przecież wtedy tyle jedzenia, na pewno miał przyjaciół. Więc czemu?
Zresztą tak sympatyczna osoba nie mogła być sama.
- Oi, Kei... myślisz, że on czuje się samotny? - zapytałem cicho, ukradkiem wskazując na bruneta. Mój przyjaciel nawet nie spojrzał w tamta stronę, a jedynie westchnął.
- Może go zapytasz?
- Co? - spytałem zaskoczony, jednak wciąż szepcząc.
- Patrzysz się na niego już jakiś czas, masz tego świadomość? I to nie tylko dziś
Naprawdę tak robiłem?! Byłem aż tak nieostrożny? Co ze mnie za głupek. Kei nie wie, że podobają mi się faceci. Właściwie to nie podobają. Zawsze oglądałem się tylko za dziewczynami. A jednak tamten złotooki osobnik niezwykle zwraca moją uwagę.
To chłopak, prawda, ale jest wyjątkiem. Tylko nim byłem zainteresowany. Jeżeli ktoś to odkryje...
- Skoro tak czujesz...
- ?!
- Może po prostu się do niego przysiądźmy?
- Co proszę? - zapytałem całkowicie zdezorientowany.
- Nie chcesz by czuł się samotny? Po prosty podejdźmy i pogadajmy z nim. - Kei wstał spokojnie, a ja spanikowany zrobiłem to zaraz po nim.
- Czekaj, to głupie.
- Daj spokój, w końcu zauważyłby jak wlepiasz w niego wzrok. Przecież nas nie zbije. Jesteśmy na tym samym roku. To nic dziwnego z nim pogadać.
- Ale...
I tak z bijącym jak dzwon sercem zbliżyłem się do mojego obiektu westchnień. Tylko czy to naprawdę mogło być takie proste?
- Cześć, możemy się przysiąść? - usłyszałem tylko, a sam postanowiłem milczeć.
Brunet odpowiedział uśmiechem, jak również skinięciem głowy i następnie zamknął książkę.
- Co czytasz?
Wyłączyłem się na dalszą cześć rozmowy. Bardziej skupiłem się na samej osobie znanego mi od bardzo dawna chłopaka. Z wyglądu przez te dwa lata nic się nie zmienił. No, może nieco urósł, jednak wciąż byłem nieco wyższy.
Jego uśmiech wciąż przykuwał uwagę, a złote oczy niemal świeciły, gdy padało na nie światło słoneczne.
- Rin... oi, teraz Twoja kolej się przedstawić. - Kei wyswobodził mnie z kolejnego już zamyślenia, a ja spojrzałem na niego dopiero po paru sekundach, załapując, co się dzieje.
- Ah tak, Rin Izuru.
- Nishi Takeda. - uścisnął mi dłoń, znów ukazując swój cudowny uśmiech. Czy los naprawdę postanowił być dla mnie tak przychylny?

2 komentarze:

  1. *w* Cóż, los przychylny nie jest, ale Miharu-san już tak :3 Ach opowiadanie spodobało mi się po pierwszym rozdziale, jaki zaciesz jak zajrzałam na bloga.
    Wiem, że wakacje i pewno jesteś zajęta ale pisz no więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. "A jednak tego dnia oddałem mu swoje serce. Niech je cholera odda! " Uwielbiam ten tekst XDDD Jest genialny!

    Jea, spotkali się! ♥ ♥ ♥ Czułam to no ale... to słodkie :3 Ciekawi mnie co będzie dalej! :D

    No. To lecę nadrabiać dalej!

    ~Ayami

    OdpowiedzUsuń