piątek, 24 stycznia 2014

Parasolka - Rozdział I

Ten deszczowy dzień zdawał się nie mieć końca. Jak zwykle zapowiedz pogody nie zgadzała się z tą, która następowała. Choć nie sądziłem, że będzie dziś padać i nie zabrałem z domu parasola. Ale teraz to jedynie mogłem sobie po marudzić na głos, bądź we własnych myślach. Siedziałem w ławce, śledząc wzrokiem spływające po oknie krople deszczu. Do szkoły jak i spowrotem chodzę pieszo, to jakieś dwadzieścia minut drogi. Trochę sobie zmoknę, bo nawet nie ma sensu tego przeczekać. Cóż mogę mieć tylko złudną nadzieje, że gdy skończą się moje zajęcia w klubie to deszcz już ustanie. Gdybym tylko zabrał parasol...
- Rin! Idziesz? - usłyszałem nagle i odwróciłem głowę w stronę drzwi sali. Stała w nich grupka chłopaków - moich kolegów. Tak, miałem znajomych i raczej nie przebywałem sam. Choć musiałem przyznać, że to wszystko już mnie nudziło długi czas. Te znajomości nie były mi obojętne, jednak czułem się jakby mi czegoś w życiu brakowało. Niestety, ile bym o tym nie myślał, nie mogłem dojść co takiego. Często potrafiłem wyłączyć się z rozmowy i odpłynąć myślami o swoim życiu, do momentu, gdy któryś z chłopaków nie sprowadził mnie na ziemię. Dziwiło ich moje zachowanie, mnie zresztą też. Wcześniej nie miałem takich odczuć. To dojrzewanie czy coś takiego?
- Już idę. - Odpowiedziałem, jeszcze raz patrząc za okno i wstałem z krzesła, biorąc swoje pudełko z drugim śniadaniem. Czemu nie jedliśmy w sali? Mnie nie pytajcie. Widocznie jedzenie na dachu czy pod schodami było dla nich bardziej ekscytujące. Mi tam miejsce nie robiło różnicy, ważne, że można było w spokoju zjeść. Kiedy zszedłem po schodach za kumplami, o mało nie przewróciłem dziewczyny, która przypadkiem na mnie wpadła. Przeprosiła mnie z rumieńcem na twarzy i szybko poszła dalej, wraz ze swoją koleżanką. Nie dziwiła mnie reakcja dziewczyn, gdy patrzyły na mnie. Według moich kolegów byłem dość urodziwy. Ciemne blond włosy, brązowe oczy, dobrze zbudowany. Jak dla mnie, jednak nie wyróżniałem się z tłumu. Byłem przeciętny. Dziewczyny i takie tam... to mnie jakoś średnio interesowało. Zawsze więc słuchałem jak to dużo tracę tą swoją obojętnością. Myślałem, że może właśnie partnerki mi brakuje, szybko jednak zorientowałem się, że to nie, to. Westchnąłem, wstając i oddalając się od naszej miejscówki pod schodami. Machnąłem tylko dłonią, oznajmiając, że skoczę po sok do automatu. Właściwie to nie raz zapraszano mnie na grupowe randki, z nadzieją, że faktycznie przyjdę, bo wtedy wpadnie również więcej osobników płci pięknej. Ale mnie jakoś nie rajcowały takie zabawy. Po chwili już wrzuciłem monetę do automatu i otrzymałem swój napój. Zajęcia mijały, a deszcz nie ustawał. Aż nadeszły zajęcia klubowe. Nie, klub do którego należę wcale nie jest jakiś superaśny. Czytamy tu sobie głównie mangi i komiksy. Wymieniamy się nimi i takie tam. Ale nie jestem jakimś wielkim maniakiem. Zazwyczaj zostaje ze wszystkich członków ostatni i zamykam pokój, odnosząc na końcu klucz. Nie zależy mi jakoś bardzo na tym klubie, ale lepsze to niż siedzenie samemu w domu, a lubię mangi. Westchnąłem widząc, że deszcz ciągle nie ustępuje. Na dworze było już całkiem ciemno, no i szkołę niedługo zamykali. Nie mogłem zrobić nic innego jak w końcu wrócić do domu. Zniechęcała mnie tylko myśl, że prócz tego, że pada to zrobiło się naprawdę zimno. Nie cierpię marznąć i nie mogę znieść, gdy palce moich dłoni wręcz drętwieją z zimna. Pewnie prócz mnie nie ma już żadnego ucznia w szkole. Ociągając się, schowałem tomik do torby. Zamknąłem pokój, tak jak zawsze i nie minęło dużo czasu, a już zmieniałem obuwie, chowając te szkolne do szafki. Owinąłem szyję szalem, który na szczęście zabrałem z domu. Głupi ja, mogłem wziąć również kurtkę, choć i tak była bez kaptura. Westchnąłem wychodząc przed budynek, jednak wciąż stałem pod daszkiem. Wlepiałem niechętnie wzrok w liczne kałuży, które tylko się powiększały. Do moich uszu dotarł grzmot gdzieś z daleka.
- Ah, więc burza... - to nie tak, że nie lubiłem deszczu, ale wolałem go oglądać zza szyby, siedząc w ciepłym domu.
- Chyba będzie tak padać jeszcze całą noc - zamarłem dosłownie w półkroku słysząc obok siebie męski, całkiem pogodny głos. Jakim cudem nie zauważyłem, że ktoś tu stał? Spojrzałem na chłopaka, który sam wpatrywał się we mnie, prawdopodobnie oczekując, że coś mu odpowiem. Ja tylko wciąż z lekkim zaskoczeniem, przytaknąłem mu ruchem głowy. Uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę parasol. Chciał mi go pożyczyć?
- Ale...
- Spokojnie, mam drugi - przerwał mi, unosząc drugą rękę wyżej bym zauważył drugą parasolkę.
- Ah, dziękuje - nieco zdezorientowany przyjąłem od niego ofiarowaną pomoc. Dopiero teraz przyjrzałem mu się lepiej. Czarne włosy, złote tęczówki, wysoki. Czy on też zaliczał się do tych urodziwych?
- Nie ma sprawy, to na razie - gdy to powiedział rozłożył swój parasol i zwyczajnie ruszył przed siebie. Stałem jeszcze chwile w miejscu patrząc jak odchodzi. Miło z jego strony. Sam po chwili rozłożyłem swój, znaczy jego parasol i ruszyłem do swojego domu. Mieszkam sam. Dlaczego? Jestem w drugiej klasie liceum, przez prace moich rodziców często się przeprowadzałem, a chciałem w końcu przestać zmieniać szkołę. Widuje się z rodziną i przysyłają mi pieniądze na życie, jednak czasem jest dość samotnie. Następnego dnia nie padało, ale ja zabrałem ze sobą parasol. Przecież wypadało go oddać. Tylko pytanie jak? Nie znałem imienia tego chłopaka, nie wiedziałem z jakiej jest klasy i na jakie zajęcia klubowe uczęszcza. To jak szukanie igły w stogu siana. Przez pierwszą przerwę chodziłem po szkole rozglądając się po niektórych salach, niestety go nie znalazłem. Co najdziwniejsze, również następnego dnia i następnego... Tak jakby rozpłynął się w powietrzu albo nigdy nie istniał. A może to pech, że się mijamy? Co prawda wcześniej nie zauważyłem go w szkole, ale ja nie zwracam uwagi na ludzi, jeżeli nie zamieniam z nimi nawet słowa. Nikt również z moich znajomych go nie znał. Nie padało, a ja z dnia na dzień nosiłem ze sobą parasol jak jakiś paranoik. Koledzy musieli mieć ze mnie niezły ubaw. W końcu po tygodniu byłem jakoś usprawiedliwiony, bo tego dnia znów padało. Z niecierpliwością czekałem, aż zajęcia się skończą, by móc iść do pokoju klubowego. Miałem nadzieje, że jeżeli znów wyjdę ostatni, to go spotkam. To trochę chore. Byłoby tak samo jak tydzień temu. Siedziałem czytając mangę, choć zupełnie nie mogłem się skupić. Resztę czasu siedziałem bez celu wyczekując, aż zrobi się późna godzina. Czemu tak dziwnie się czułem? Przecież nie jest powiedziane, że na pewno znów go zobaczę. No i to tylko parasol, mogę go oddać kiedykolwiek. Do tego o czym mam z nim rozmawiać? Właściwie czemu martwię się czymś takim? Przecież nie muszę nic do niego mówić po za podziękowaniami. Westchnąłem zrezygnowany samym sobą i wstałem, pakując mangę do torby. Jak zwykle zamknąłem salę i odniosłem klucz. Zmieniłem buty i ubrałem kurtkę, która tym razem zabrałem z domu. Cóż, robiło się coraz zimniej, więc lepiej było nie ryzykować chorobą. Wziąłem głęboki wdech ściskając w dłoni złożoną parasolkę chłopaka, który mi ja pożyczył i wyszedłem z budynku. Z nadzieją rozejrzałem się wokół, jednak nikogo nie było. Oczywiście, że nie. Nie widziałem go cały tydzień, więc czemu teraz niby miałem? Spuściłem wzrok rozkładając parasol i zacząłem iść wolno w stronę swojego domu. Czemu tak mi zależało by go zobaczyć? Może zwyczajnie chciałem oddać mu jego własność? Albo byłem ciekaw imienia? Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, więc szybko odwróciłem się do tyłu. Niestety rozczarowałem się widząc przede mną kobietę, z uśmiechem zapytała o drogę i już po chwili jej nie było.
---------------------------------------------------------------------------
- Co powinienem zrobić? - zapytałem cicho sam siebie leżąc na łóżku, na plecach, tak, że głowa zwisała mi z materaca. Wlepiając wzrok w leżący na ziemi, złożony parasol, westchnąłem cicho.
- Chce go zobaczyć - zasłoniłem twarz dłońmi. Czułem się jakbym desperacko chciał zrobić cokolwiek, ale nie wiedziałem co. Przecież to niemożliwe by mi się to śniło, bo parasol był prawdziwy. A może nie był z mojej szkoły? Nie, nie... miał mundurek, więc na pewno był jednym z uczniów. Co zrobić?
---------------------------------------------------------------------------
Nim się spostrzegłem zakochałem się w nim. Tak, też uważam, że to dziwne. Do tej pory byłem zdania, że coś takiego występuje tylko w mangach. Widziałem go tylko raz, a nie mogę przestać o nim myśleć. O jego uśmiechu i złotych oczach, którymi patrzył na mnie. A nawet nie znałem jego imienia. Z początku nie zastanawiałem się nad tym czemu miał ze sobą dwa parasole. Choć było to godne dyskusji z samym sobą. Byłem jednak bardziej pochłonięty myślami, gdzie zniknął. W każdy deszczowy dzień zostawałem do późna w szkole mając nadzieje, że go spotkam. I tak minęła moja dwuletnia jednostronna miłość, a ja wyjechałem do innego miasta na studia.

3 komentarze:

  1. Wzięłam się i przeczytałam w końcu ;) A więc:
    Hmmm... Kurczę, mam niedosyt :D.
    Mama pragnie mnie wysłać właśnie do sklepu :c (nie ma to jak być najmłodszym), to się streszczam... Czekam na następny i tylę >.<
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj....to troszku dziwne,zeby go nie znalazl przez 2 lata chyba ze tez wyjechal i sie spotkaja ? ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie kojarzy mi się z magną Kasa no Shita: Futari :3 Nie pamiętam szczegółów z tej mangi, ale motyw parasolki tak mi się kojarzy po prostu :)

    Rany, jaki ninja z tego gościa >.< Wkurzające to to jest ._. Dobra, lecę do drugiego rozdziału!

    ~Ayami

    OdpowiedzUsuń